poniedziałek, 31 marca 2014

Trochę o urbanistyce i zaśmieceniu Polskich miast

  Wielokrotnie rozmawiając z ludźmi spotykamy się z opinią że Polskie miasta są najzwyczajniej w świecie brzydkie. Że korki, że wszędzie bloki albo domy, że galerie handlowe zbyt duże i przeszkadzają. Jednakże, zapytani co dokładnie im w tym wszystkim nie pasuje, o to jakie są tego przyczyny, twierdzą że nie wiedzą bądź wskazują palcem na polityków i władze samorządowe.

  Niestety, ale nie da się całej winy zrzucić na samo stwierdzenie że "brzydkie" czy "to wina złego zarządzania miastem". Owszem, wina leży w znacznej mierze po stronie władz, jednakże głównymi winowajcami tego stanu rzeczy jesteśmy my, architekci, oraz w jeszcze większej mierze społeczeństwo. Dlaczego tak? Dlaczego architekci? Już spieszę z wyjaśnieniem. Niewielki odsetek studentów architektury pała większą sympatią do urbanistyki. Nie ma co się dziwić, bo to pracochłonny i wymagający temat, ale moim zdaniem niezbędny aby móc tworzyć dobrą architekturę. Co nam po dobrych obiektach, jeśli nie stworzą razem w mieście szeroko pojętej całości, kompozycji urbanistycznej? Po nic. Mogą być i pięknymi perłami architektury, cenionymi na całym świecie, ale same z siebie nie naprawią przestrzeni. Jedynym lekarstwem na ten stan rzeczy jest dogłębne planowanie urbanistyczne, oraz tzw. masterplan, o którym wspomnę później. Sporo architektów równie chętnie porzuca masterplan, czy jakąkolwiek urbanistykę już po odebraniu dyplomu, bo przecież "z tego się nie wyżyje". Dlatego tworzą oni nieraz naprawdę dobre projekty, jednakże nie dbając o ich spójność z resztą zabudowy w danym miejscu. Cóż, jeśli wolicie słuchać się we wszystkim inwestora, bo płaci - wasz wybór. Tylko nie umywajcie potem rąk od spartolonej zabudowy, zwalając całą winę na inwestora czy wykonawcę. Też jesteście tutaj winni - nieraz dużo bardziej od nich, ze względu na posiadaną i niewykorzystaną wiedzę. Równie duży odsetek architektów rzuci że "co z tego że umiemy planować miasta, skoro nikt tego nie chce?" - mają oni absolutną rację. Nie ma sensu projektować całych zespołów miejskich, jeśli każdy woli samowolkę i pozostawienie kształtu miasta inwestorom oraz planom zabudowy miejscowej, wykonywanych często na zlecenie danego inwestora. Tylko proszę, nie narzekajcie później że miasto jest paskudne, bo to zły inwestor tak chce. Też macie głos.

  I tu objawia się drugi największy winowajca. Społeczeństwo. W kontekście urbanistycznym 3/4 obecnego Polskiego społeczeństwa to skończeni idioci. Ludzie którzy mają głęboko gdzieś co się dzieje w mieście, dopóki nowy budynek nie powstanie. Wtedy dopiero zabierają głos, a i to przeciwko pojedynczemu obiektowi, zamiast protestować przeciwko ingerencji w spójność tkanki miejskiej. Tak moi drodzy - o was też mowa. Każdy obywatel ma prawo wyrazić głośno swój sprzeciw przeciwko wielu inwestycjom. Macie prawo powiedzieć że nie chcecie we wskazanym miejscu danego obiektu, bo zaburzy on wygląd ulicy czy nieraz całej dzielnicy. Problem leży w tym że ludziom się zwyczajnie nie chce. Zamiast ruszyć swoje szanowne 4 litery i pójść ze skargą do urzędu miasta, czy nawet inwestora, to większość woli ponarzekać w gronie znajomych po czym uznać że i tak nic nie zdziała i tym samym olać sprawę. W ten sposób nigdy nie uda się zatrzymać postępującego wyniszczania tkanki miejskiej w Polsce, a nasze miasta będą skazane na samowolkę inwestorów oraz przekupność władz samorządowych. Tym samym, jeśli chcecie coś zmienić w mieście - zróbcie to! Zamiast siedzieć i narzekać organizujcie spotkania, nagłaśniajcie wasze niezadowolenie, pokażcie władzom że macie głos. Bo dopóki nie nastąpi ten przełom w ludziach to nawet najlepsi urbaniści nic nie zdziałają. Nic. Choćby i stworzyli genialny masterplan.

  Czym zaś jest ów masterplan? Mówiąc prosto, jest to plan zabudowy tkanki miejskiej na całym obszarze miasta, uwzględniający przyszłe inwestycje, również drogowe. Jest to narzędzie skutecznie wiążące ręce inwestorom, choć niestety nie władzom lokalnym. Niestety, w Polsce masterplany miast praktycznie nie występują, ze względu na zwyczajne niedouczenie ludzi czym to właściwie jest. Drugim ich elementem, skutecznie odstraszającym tych, którzy już poszerzyli swoją wiedzę o pojęcie takowego planu, jest fakt że masterplan wiąże się z wysokimi kosztami przy wprowadzaniu go w życie. Jeśli trzyma się go co do joty, znika możliwość odsprzedawania korzystnego gruntu za bezcen, bo tak prosi np. kuzyn burmistrza, chcąc wybudować w miejscu planowanej obwodnicy jakże cudną willę z oborą i pastwiskiem włącznie. Wymaga on rozpatrywania każdej pojedynczej inwestycji pod kątem spójności z resztą danego obszaru, co niestety zwiększa koszty realizacji. Jednakże ma to swój plus, w postaci zachowania pełnej spójności miasta, a tym samym architektury na bardzo wysokim poziomie. Ciekawostką jest też to, że w porzuconym tak chętnie przez władze lokalne masterplanie Warszawy istniała sensowna obwodnica na terenie Ursynowa, zaś linii metra było zaplanowanych ponad 7, biegnących również nad ziemią. Niestety, jak zwykle wygrała sprzedajność i lenistwo, dzięki czemu musimy się teraz borykać z kłopotliwym wierceniem obwodnicy pod blokowiskami oraz przeciągającą się w czasie budową II linii metra. A wystarczyło posłuchać urbanistów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz