"I am Andrew Ryan, and I am here to ask you a question. Is a man not entitled to the sweat of his brow?"
Dziś chciałbym wam przybliżyć kolejną świetną, choć mocno niedocenioną grę. Grę, która tak jak omawiane tydzień temu Mirror's Edge, zrobiła olbrzymi sukces artystyczny, lecz tym razem z zyskiem dla wydawcy. Mowa tu o Bioshock, cudownym dziecku Kena Levine'a. Tak jak autor przy premierze, tak dziś ja chciałbym was zaprosić na podróż pod powierzchnię zimnego oceanu, do miejsca utworzonego wizją geniusza.
"'No,' says the man in Washington, 'it belongs to the poor.' 'No,' says the man in the Vatican, 'it belongs to God.' 'No,' says the man in Moscow, 'it belongs to everyone.'"
Czym jest Bioshock jako gra? Cóż, tu dużej rewolucji nie ma, to kolejny FPS, jednakże jest w nim coś co sprawia że stał się perełką pośród swego gatunku. Jednym z tych elementów może być świetnie wykorzystany system mocy, niebanalne bronie, czy naprawdę dobra grafika. Lecz dla mnie... Dla mnie największymi plusami tej produkcji, stawiającymi ją na piedestale są dwie rzeczy: fabuła i przeciekający przez monitor klimat. Hektolitry klimatu.
"I rejected those answers. Instead, I chose something different. I chose the impossible. I chose... Rapture."
Rapture. Utopia, gdzie artyści mogli w pełni oddawać się swojej pasji, gdzie ludzie w końcu mogli pozbyć się pętających ich więzów racjonalnego społeczeństwa. Gdzie każdy mógł być tym, kim tylko chciał, nie przejmując się zdaniem innych. A dla bezpieczeństwa reszty świata, oraz mieszkańców miasta, wybudowana na dnie oceanu, daleko poza zasięgiem czyjejkolwiek władzy i wpływu. Odcięte do reszty świata, skażonego racjonalizmem i logiką. Stworzone przez geniusza dla geniuszy, by ci nie musieli się obawiać moralnych konsekwencji swoich dzieł. Bo tam, gdzie kończyła się moralność, zaczynał się prawdziwy proces twórczy.
Tak można swobodnie podsumować czym w założeniu było Rapture, którego ulice i budynki przyjdzie nam zwiedzić w czasie tej wyprawy. Utopia, która z powodu nadmiernego braku moralności upadła, stając się na zawsze grobem dla zdegenerowanych mieszkańców. Rozdarta wojną o jedyny cenny narkotyk, Adam, dający możliwość dalszego przekształcania swojego ciała, co było dla jego mieszkańców ukoronowaniem możliwości twórczych. Człowiek stawał się prawdziwym władcą samego siebie, nie zadając jednak pytania, jakim kosztem. A ten był wysoki - szaleństwo, utrata poczucia własnego ja, zanik jakichkolwiek zahamowań. To wszystko zaś okraszone olbrzymią dozą cierpienia, gdyż jedynym sposobem pozyskania tej substancji były małe dziewczynki, zainfekowane specjalnym pasożytem, żywiącym się ludzką krwią. Spożytą uprzednio przez nosicielkę. Tak, małe, kilkuletnie dziewczynki. Odbierane siłą rodzicom, gdyż mogły przyczynić się do rozwoju społeczeństwa. Ale aby nikomu nie przyszło głupio na myśl, aby je napadać, dostały i swoje anioły. Pancernych aniołów stróżów, zwanych po prostu Big Daddy. I oni byli kiedyś ludźmi, lecz ciągłe pranie mózgu uczyniło z nich niemal bezwolne automaty, chodzące maszyny do zabijania pilnujące swoich malutkich dziewczynek. Wydawać by się mogło, że nic nie jest w stanie zakłócić ekosystemu złożonego z ciągłych polowań na dziewczynki - nic bardziej mylnego, bo oto w cały ten grób włazi ktoś nowy - Jack Ryan. Pierwszy człowiek z zewnątrz od wybuchu wojny domowej pod wodą.
"A city where the artist would not fear the censor. Where the scientist would not be bound by petty morality. Where the great would not be constrained by the small. And with the sweat of your brow, Rapture can become your city as well."
Co jest tutaj naszym celem? Wydawać by się mogło, że tylko ucieczka. Bo czego innego może pragnąć człowiek, który właśnie przeżył katastrofę lotniczą, tylko po to aby trafić do istnego piekła na ziemi? Jednak nie tylko ucieczka jest naszym celem. Jest nim także odkrycie, co właściwie zaszło w Rapture. Dlaczego tak wspaniała metropolia, będąca cudem inżynierii upadła? To pytanie, wraz z wodą wlewa się do naszego umysłu w czasie gry. Przenika nas, gdy odnajdujemy fragmenty notatek jego mieszkańców, tworzące przed nami obraz upadku utopii. I uderza w nas, gdy odnajdujemy swoją rolę w tym wszystkim. Nie mogę wam powiedzieć wiele więcej o fabule, gdyż ta jest wprost genialna, a wstydem byłoby nie poznać jej na własną rękę, a jedynie z cudzych opowieści. To historia trzymająca w napięciu do ostatnich chwil, przytrzymująca nas pod wodą gdy pragniemy zaczerpnąć powietrza i blasku dnia. Tu nie ma ucieczki. Nie dla tych, którzy już raz zejdą pod wodę, aby choćby zerknąć co kryją fale oceanu. Tym samym klimat, potęgowany przez napierający zewsząd ocean, sprawia że gra ta pozostaje w pamięci na dłużej. Ciężko uciec przed swoistym urokiem Rapture, popychającym nas do odkrycia tajemnicy miasta, gdyż to on gra tutaj pierwsze skrzypce, wspomagany potężnie dobrze napisanym scenariuszem.
Jak przedstawia się fabuła pierwszej części w porównaniu z tą najnowszą?
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, jakie masz statystyki wyświetleń bloga. Podzieliłbyś się nimi?